Odwinął gumę z papierka, zwinął ją w kulkę i włożył do ust. - Lekarze się dziwią, że on jeszcze żyje. Ich zdaniem już dawno powinien umrzeć. Trzeba przyznać, że jest cholernie mocny. Jeszcze żyje. Nie jest bardzo poparzony, ale ma poważne obrażenia wewnętrzne. Stracił cholernie dużo krwi. Runęło na niego drzewo. Powiedziałbym, że ma szczęście, że to przeżył, ale... - Nie wygląda na to, żeby miał szczęście. - Cassidy w końcu udało się coś z siebie wydusić, ale jej głos brzmiał obco i dziwnie, jakby mówiła zza szyby. T. John spojrzał na nią z uwagą. - Może chce pani usiąść? Nie protestując, opadła na krzesło w małej poczekalni, gdzie siedzieli i dreptali inni zatroskani ludzie, pewnie przyjaciele i rodziny pacjentów z oddziału intensywnej terapii. Byli bladzi, na twarzach mieli zmarszczki, w dłoniach gnietli chusteczki i czekali na informacje o stanie zdrowia tych, których kochają i którzy walczą o życie. Jak Brig. Ale ten mężczyzna to na pewno nie Brig! - Przyniosę pani wody. A może kawy? - Nie. - Nie chciała od niego niczego. Przypomniała sobie, że nie powinna mu ufać. T. John Wilson był jej wrogiem. Przynajmniej na razie. - Zaraz mi przejdzie. - Na pewno? - Tak. Czekał, opierając się o framugę. Założył ręce na piersiach, skrzyżował nogi. Cassidy usiłowała się pozbierać. Starała się ujarzmić wybujałą wyobraźnię. Jeżeli to naprawdę Brig, to co robił w tartaku? Dlaczego spotkał się z Chase’em? Od kiedy Chase wiedział, że Brig żyje? Od niedawna, czy okłamywał ją od miesięcy, a może nawet od lat? Może nawet od czasu pierwszego pożaru, od którego upłynęła cała wieczność. Miała wrażenie, że ziemia wiruje jej pod stopami. Czy kiedy Chase umawiał się z nią po raz pierwszy, wiedział, że jego brat żyje i już wtedy zataił prawdę? Zaczęło ją mdlić. Przełknęła dwa razy ślinę i w końcu stanęła niepewnie na nogach. - Na pewno nic pani nie jest? Jest! Już nigdy nie będę taka sama... O Boże... - Nic - skłamała z przekonaniem w głosie. - Chyba... chyba odwiedzę męża. T. John wpatrywał się w nią tak uporczywie, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Myślałem, że są państwo w separacji? Tamtej nocy chyba poważnie się pokłóciliście? - Już panu tłumaczyłam... Wyciągnął rękę. - Ja tylko przypominam, że tej nocy, kiedy omal nie został zabity, pokłócili się państwo, a pani zasugerowała rozwód, zgadza się? Cassidy westchnęła i pokiwała głową. Starała się być wobec Wilsona na tyle szczera, na ile mogła. - A potem on wyszedł w pośpiechu. Był zdenerwowany. A pani? Co pani zrobiła? Została w domu i pracowała nad artykułem? - Tak. Rzecz jasna, że jej nie uwierzył. - Mam nadzieję, że pani mnie nie okłamuje, pani McKenzie, bo ja nie lubię, jak się mnie okłamuje. - Ja też nie. I nie lubię, gdy się mnie podejrzewa, że utrudniam dochodzenie. Nie poszłam za mężem do tartaku, jeżeli to pan chciał zasugerować. - Tartak jest ubezpieczony na ogromną sumę. Cassidy przyjrzała się mężczyźnie. - Nie zależy mi na pieniądzach. - Och, to na pewno. Jest pani jedną z niewielu kobiet na świecie, która ma ich pod dostatkiem. I mimo że chciała pani rozwodu... - Nie chciałam. Czułam, że... nie mam wyboru. - A teraz czuje się pani w obowiązku tkwić przy jego łóżku i trzymać go za rękę? - Wilson nie starał się ukryć niedowierzania. - Chcę. Drżała mu lekko dolna warga. Zmrużył oczy i w skupieniu żuł gumę. Wydawało się, że nic nie umknie jego uwagi. Mimo że zachowywał się, jakby mu się nie śpieszyło i jakby wszystko było mu obojętne, był czujny. Nie, na pewno nie można mu ufać. - Jestem żoną Chase’a. - Tak, wiem. - On mnie teraz potrzebuje. - Z tego, co słyszałem, pani mąż nigdy nikogo nie potrzebował. Zamurowało ją, ale nie mogła dać się ponieść emocjom. - Nie zna go pan.

- Tak.

ludzkim ciałem.
ona wtulała się w jego ramię, wbijała mu paznokcie w pierś.
oświetlić tarczę: dziesiąta trzydzieści dziewięć. Mogło to oznaczać, że
W prognozie pogody podano, że w Charlotte temperatura będzie

się.
moja wina... Nie. To była wyłącznie moja wina. Nie starałam się już
https://planetafaceta.pl/galeria/index.php?pic=2123 kobietą niż wtedy, gdy porywano jej małego synka.
192
- To takie oczywiste? - powiedział wreszcie, uruchamiając
po hiszpańsku, ale i tym razem udało jej się wszystko załatwić:
- Przez szczęście rozumiesz małżeństwo z tobą.
sposób najlepiej wykorzystaliby ciepło swoich ciał. Prowiantu też
Milla postawiła na stole wielką misę sałatki i sprawdziła
kurs IOD

Janet zmru¿yła oczy.

do ¿ucia z jednej strony ust w druga. - Rozmawiałem dzis rano
- Ale nie zabrałas go ze soba.
cieta odpowiedz, która miała ju¿ na koncu jezyka. Alex usiadł
musisz opuscic... tak, do cholery! Natychmiast! Mo¿e sa ju¿ w
- I chwała. - Paterno zasmiał sie niewesoło. - Nie
pilates łódź - Ostrzegam cie...
107
przestać o niej myśleć - i tak, do diabła, bardzo się o nią niepokoił.
swietny układ, o którym mówił Robert. - Spojrzała na Nicka z
numeru telefonu. Tylko nazwisko. Julie Johnson. Jej ma¿ ma
fitness wilanów Nick wyjechał na ulice i ruszył w strone wybrze¿a.
cały dzień walczył z pokusą zadzwonienia do Shelby.
zła. Ale postanowiła sobie, że przezwycięży strach i zrobi wszystko, co konieczne.
- Nie przeklinaj - powiedziała. - Nie wymawiaj imienia Pana Boga swego nadaremno.
- Nie, do diabła! - wrzasnęła, dopłynąwszy do płytkiej części basenu. Potrząsnęła głową, tak że kropelki wody w

©2019 www.to-robotnik.turek.pl - Split Template by One Page Love